Naukowcy, historycy i archeolodzy, zajmujący się średniowieczem i nowożytnością wiele razy „spotykają się” z zarazą, epidemią. Oczywiście tylko na kartach dziejów. I niby wszystko rozumieliśmy w tej kwestii – wszelkie podejmowane wówczas działania, procedury, lęk, to co się wówczas działo chociażby w miastach. Co mogło się dziać w głowach ludzi…
Oczywiście tak nam się tylko wydawało, tak sobie wyobrażaliśmy, że wiemy jak to jest, gdy powietrze staje się morowe… Tymczasem zdarzyło się coś, czego nikt chyba z nas się nie spodziewał i sami teraz możemy doświadczyć życia w rzeczywistości epidemicznej. Strach i niepokój, troska o bliskich, ucieczka w izolację, niepewność skąd i z której strony choroba może uderzyć. Już to znamy. Przygnębia nas to i frustruje, a przecież dla ludzi przed wiekami – niestety – był to niemal chleb powszedni.
Do Torunia zarazy powracały nadzwyczaj często. W samej tylko pierwszej połowie XVII wieku aż trzy razy: 1600, 1602, 1624-26. A potem znowu w 1652 roku… Toruńskie mniszki, związane m.in. z kościołem św. Jakuba, nieraz musiały opuszczać mury klasztoru i miasta, i wyruszać w niepewną drogę, by schronić się gdzieś na wsi. Czasem nie wiedziały czy będą miały do czego wrócić, czy wrócą w komplecie.
Niemniej zawsze się udawało i konwent toruński zawsze się odradzał! Nie traćmy zatem nadziei i my, że przyjdzie spokojniejszy, lepszy czas! A my od teraz może troszeczkę lepiej będziemy rozumieli ludzi sprzed wieków, ludzi z czasów zarazy.
Wszystkiego dobrego Przyjaciele! Zostańcie w domu, uważajcie na siebie i bądźcie zdrowi!